Turcja (Kemer, Olympos) (01.03-13.03.2023)

Pierwszy wyjazd w 2023 (trochę nam zeszło bo to już marzec)  I znowu Turcja ... chyba dlatego, ze pogoda najpewniejsza i najcieplejsza a ceny póki co jeszcze korzystne. Skład dwuosobowy (Aga i Tomek) bo cały świat ostatnio zapracowany !!!! Cos chyba nie tak !!! I ja tez obawiam się, że ostatnio tego nadmiernie doświadczyłam dlatego STOP! a cel wyjazdu to:  DETOX MÓŹGU i  odnalezienie to go faktycznie w życiu ma wartość!!!!

Kolejny raz a znowu coś nowego. Tym razem wybraliśmy docelowe miejsc pobytu Kemer. I jak się okazuje chyba dobrze.

KEMER: miasto w południowo-zachodniej Turcji, w prowincji Antalya, nad Morzem Śródziemnym. Znany nadmorski kurort na Riwierze Tureckiej. Jeden z najważniejszych ośrodków tureckiej turystyki. Każdego roku miasto odwiedza kilkaset tysięcy turystów.  Cała prawda. Tyle, ze my mieliśmy z tego tylko korzyści bo turystów o tej porze roku praktycznie minimalnie, pogoda dla nas optymalna (20-25stopni i słonce na przemian z niegroźnymi chmurami)  a morze, plaże i infrastruktura pozostała do naszej dyspozycji.

Zaczynaliśmy się w  Amsterdam Otel & Suite Apart. Super cichy, wygodny apartamencik z serwowanym codziennie tureckim śniadaniem. Śniadanko jedzone na zewnątrz w porannym słoneczku (ja tak chce codziennie..). Co ciekawe w tym hotelu było tak cicho, ze w pierwszy dzień myśleliśmy, ze jesteśmy tu sami dopóki nie zobaczyliśmy ile osób przychodziło na śniadanie. Hotelik niewielki, ale właśnie tym miał swój urok. No i na wyposażeniu 2 koty (jeden tak gruby, ze ledwo się ruszał) ale asysty śniadaniowe pełnił zawsze. Do morza 2 minuty spacerem. Generalnie wszędzie blisko.

Dzień restowy nr 1 (niedziela 05.03)

Ponieważ pogoda nie zapowiadała się najlepiej postanowiliśmy zrobić "obchód po okolicach miasteczka"   Uruchomiłam aplikację Komoot i co się okazało... że jest gdzie chodzić ;-). Wybraliśmy wzniesienie widoczne z naszego okna. Docelowo miało być tylko wyjście, poleniuchowanie i pooglądania morza ze szczytu oraz  zejście ale jak to my nie udało się.... Spod szczytu powlekło nas do morza aby pooglądać piękne, dzikie zatoki. Warto było

Co warto dodać, szlak wyraźnie oznaczony, wiedzie przez gęsty las i skutecznie chroni od słońca. Co jakiś czas otwarte przestrzenne (punkty widokowe) z których rozpościerają cudowne widoki na morze. Jak się okazało ścieżki dość często uczesane (wydeptane i no i turystów można spotkać - nawet o tej porze roku)

Dzień restowy nr 2 ( środa 08.03)

Dla mnie restu nie musiało być, bo ja tam się nie wymęczyłam bardzo ;-)  ale Tomek już potrzebował ( się nie dziwię po takich walkach jak oddawał na 8b) wiec aby go nie kusić na wspinanie postanowiłam, ze się "byczymy"

Czyli co tu zobaczyć jak się widziało już większość w okolicy i chcę się jeszcze. Ponieważ chcieliśmy trochę poplażować (czytaj nałapać słońca) znaleźliśmy optymalna miejscówkę: Starożytne miasto Phaselis (dla zainteresowanych sporo ciekawych informacji) czyli starożytne miasto  założone przez kolonistów rodezyjskich w VII wieku pne na małym półwyspie sięgającym do Morza Śródziemnego.

Jednak nim tam dotarliśmy zjechaliśmy z drogi bo już kiedyś zainteresowały nas widoczne z trasy wystające olbrzymie skały pisakowe (tak po prostu w mieście) Więc musieliśmy to obejrzeć i było warto...



Po poszukaniu w internacie okazuje się ze jest to: Ikiz Kayalar Park narodowy. Super miejsce na spacer, lekki trekking, pomiędzy drzewami w pięknym otoczeniu dosłownie olbrzymich skał. Cudowna naturalna sceneria. Mówiliśmy z Tomkiem ale byłoby tu ciekawe wspinanie i..... znaleźliśmy ringi (ktoś o tym tak samo pomyślała) kiedy s trzeba będzie spróbować ale tym razem byliśmy bez sprzętu i byłoby zdecydowanie za ciepło. Ale skały GIGANTY!!!!




W końcu dotarliśmy do Phaselis (wstęp oczywiście płatny 90TYR) ale warto było, bo Phaselis jak podają źródła to rzeczywiście starożytne miasto na oblanym morzem półwyspem z pięknymi plażami. Cisza, spokój słońce i cudne widoki. Tu można zrobić "detox mózgu" i faktycznie pomyśleć co w życiu jest ważne a co zbędne.


Wow jak ja tu odpoczęłam... i zgłodniałam. Postanowiliśmy wiec udać się na grecki obiad. Plan był jemy w Terikova (ale tam pusto i wszystko pozamykane) więc wróciliśmy do Kemer. W sumie Terikova miała być naszym planowanym miejscem docelowym na ulokowanie się (chyba dobrze że zmieniliśmy plany)

W Kemer zjedliśmy turecki obiad (Ja - zupa sojowa, Tomek - zupa grzybowa, Pida i sałata Coban) - obleci ale to jednak niestety nie greckie jedzonko....

Dzień można uznać za udany (wypoczęci, głowa przewietrzona, słońce nałapane )  - plan spełniony!


A jak wspinaczkowo .....?


Finalnie cudownie







Popularne posty z tego bloga

Sycylia (San Vito Lo Capo, Katania) (04.11-13.11.2023)